poniedziałek, 18 czerwca 2012

SPOTKANIE ORIENTACYJNE, WIKTOROWO


Wymieńcy - tak nas wszyscy nazywają, a tych nas wszystkich jest około 40 osób. Śmiesznie. My jedziemy tam a oni przyjeżdżają tu. To jednak jesteśmy tymi wymieńcami:)Przez 3 dni dowiadywałam się nowych, ciekawych ale też trochę przerażających rzeczy. Obóz prowadzili Ci którzy wrócili parę lat temu z wymiany i dzielili się z nami swoimi doświadczeniami i przeżyciami. Ale najwspanialsze  w trakcie całego obozu było poznawanie tegorocznych wymieńców. To wręcz  niesamowite jak wiele nas łączyło.  Trzy podstawowe i najważniejsze pytania  : Jak się nazywasz? Skąd jesteś? Gdzie jedziesz? To nic,że później ciężko było sobie przypomnieć odpowiedzi na te pytania. Zrodziła się między nami  więź. Bo tak w sumie rzeczy to byliśmy trochę taki odludkami w swoim gronie znajomych. Najlepsza przyjaciółka nieważne ile by z siebie dała nie potrafiła  poczuć tego co ja. Tego, że wyjeżdżam, że zostawiam to rodzinę, znajomych ale tego ile wydarzy się przez ten rok i co mnie czeka. Ale i tak dziękuje wszystkim moim znajomym i bliskim:* Ten obóz miał na celu pokazanie nam tej wymiany ze wszystkich stron, tych dziwnych też. To całkiem nowe przeżycie. Jedziesz do jakiegoś domu i musisz się dostosować do panujących tam zasad np. była jakaś dziewczyna, która chodziła 6 dni w tygodniu do kościoła, tylko środę miała wolną ! Jak to się mówi rodziny się nie wybiera...:) Podczas obozu zdałam sobie sprawę ile czeka mnie jeszcze przygotowań, pomijając pakowanie oczywiście. Muszę zrobić piękną prezentacje na temat Polski w końcu jadę tam jako ambasadorka Polski i muszę ją ładnie reprezentować, haha. W sobotę pierwszy raz w życiu robiłam pierogi z truskawkami - pyszne polskie jedzonko, którego na pewno nie ma w USA. Muszę nauczyć się jeszcze robić bigos, żurek i coś tam się jeszcze wymyśli. Ponoć w USA muszą jeść trzy warzywa do posiłku. Wiecie co oni uważają za warzywo? Frytki ( ziemniaki) i ketchup (pomidor) i to nie są żarty :) Ale wszystkie te mity i poglądy sama w końcu skomentuje jak tylko się tam zjawie. Czeka mnie bardzo trudna i wyczerpująca podróż samolotem. Mimo że nie mam jeszcze biletu, wiem że na pewno nie dojadę bezpośrednio do USA. Czekają mnie przesiadki i nie wiadomo co jeszcze. No ale czego to się w życiu nie robi, żeby spełnić swoje największe marzenia? Można przed nimi uciekać, choć zawsze się o nich marzyło, ale z taką ukrytą świadomością, że nigdy się one nie spełni. I gdy nagle nasze największe marzenie zaczyna się spełniać są przed nami dwie drogi: jedna prosta wracająca do rzeczywistości i druga kręta prowadząca wprost do naszych marzeń. I którą wybrać? Oczywiście, że tą drugą. Trzeba wierzyć w siebie !

2 komentarze:

  1. Nic się nie działo prawie od miesiąca...?

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieje się tak dużo, że nie ma nawet czasu spokojnie napisać ładnego posta :)

    OdpowiedzUsuń